wtorek, 4 marca 2014

Miłość nie zna granic... ~Mad

Na wstępie nie będę przynudzać tylko warto wspomnieć iż jest to parring o tematyce PJ, a dokładniej Percico (Perico). :>
Jak czytacie to tu, to bardzo możliwe, że nie będzie chciało wam się przeczytać tego na dole... (doświadczenie), więc tylko dodam jak zwykle, że proszę o komentarze! c;
___
   Nico zerwał się z łóżka niczym oparzony. Jak zwykle śnił mu się koszmar, ten sam, który dręczył go każdej nocy. Tym razem jednak było inaczej... On nie zginął. Di Angelo nie musiał wreszcie patrzeć na jego śmierć, tak jak codziennie. Nie miał nawet pojęcia czy to powinno go zadowolić, czy powinien być przerażony jeszcze bardziej... Sny, wizje, które syn Hadesa widział każdej nocy nigdy się nie sprawdzały... Co jeśli teraz też tak będzie? Z wyjątkiem tego, że tym razem On może zginąć.
   Gdyby on zginął... Ja bym zrobił to samo. Nie chodzi mi tu o samobójstwo, moje życie po śmierci Jego byłoby bez sensu. Tak, gadam jak jakaś nastolatka, która właśnie zerwała z chłopakiem... Tylko, że ja czuję się sto razy gorzej.
   Szybko wybiegłem z domku Hadesa myśląc tylko o jednym. Mianowicie o tym, że On mógł zginąć. Gdy dotarłem do domku Posejdona otworzyłem energicznie drzwi. Był tam Percy. Obudziłam o tym całym zamieszaniem. Nie chciałem tego, nie chciałem go obudzić. Patrzał na mnie ze zdezorientowaniem.
- Percy? - wydukałem trochę zmieszany... No dobrze. Bardzo zmieszany, gdyż naprawdę nie sądziłem, że syn Posejdona może sobie teraz spokojnie spać!
- Nico? Co ty tu robisz? - zapytał przecierając oczy. Po chwili wstał z łóżka... Ubrany był tylko w granatowe bokserki. Musiałem przyznać, że ten widok był dla mnie... Bogowie, podniecający.
- J-ja... ja... - zacząłem się jąkać. Dopiero po chwili zauważyłem, że nadal gapię się na jego bokserki, a sam Percy jest cały czerwony na twarzy. Szybko odwróciłem wzrok, ale i tak byłem pewny, że jestem teraz różowy... Hmm... Dziwne zjawisko jak na syna Hadesa. Jakiś czas starałem się na niego nie patrzeć, ale równocześnie stałem w miejscu jak skończony idiota.
- Ekhm... Nico? Mógłbym wiedzieć co ty tu właściwie robisz? Chyba nie przyszedłeś tylko po to żeby gapić się na... - zaczął, ale chyba sam nie chciał tego dokończyć. Znów na niego spojrzałem, ale tym razem trochę się uśmiechał, co wyglądało dość dziwnie, ponieważ nadal był cały czerwony. Nie wiedziałem dlaczego to robi... Czyżbym wyglądał aż tak śmiesznie? Niestety było to bardzo możliwe...    Niestety znów musiałem spojrzeć w te jego zielone, morskie oczy.  Te same oczy które śniły mi się po nocach, kiedy nie były to koszmary. Przypominający fale odcień pieprzonych tęczówek syna Posejdona. Nie wiem dlaczego, ale zrobiłem krok do przodu. Potem kolejny... Po chwili odległość dzieląca go i Percy'ego była wręcz minimalna. Ale to mi nie wystarczyło... Całkowicie "unicestwiłem" dzielącą nas przestrzeń, całując drugiego chłopaka w usta. Percy początkowo nic nie robił, ale kiedy chciałem się wycofać, złapał moją rękę umieszczając ją na własnym policzku. Zaczął odwzajemniać gest na początku delikatnie, lecz z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny.
   Kiedy syn Posejdona włożył rękę pod moją bluzkę początkowo zesztywniałem pod wpływem nowego uczucia. Podniecenia? Tak, ale teraz czułem również pożądanie. Wiedziałem, że to nie powinno zajść zbyt daleko, ale byłem gotów o wszystkim co między nimi zaszło zapomnieć. Mimo że wiedziałem, że nie powinno zaistnieć między nimi nic więcej, chciałem aby ten dzień był niezwykły, żeby między mną a Jacksonem coś zaiskrzyło.
   Percy mógł dostrzec iskry nadziei w moich oczach, lecz w tej chwili był zbyt zajęty pozbawianiem mnie bielizny aby to zauważyć...
***
   Tym razem tak jak poprzedniego dnia w jego koszmarze nie było śmierci Jackson'a. Ale wiedział... Po wczorajszej nocy był pewny, że syn Posejdona jest blisko. Wiedział, że jest przy nim, ale jednak nadal nie mógł się oprzeć myśli, że coś jest nie tak. Czułem się tak... Jakby to wszystko się nie wydarzyło. Ale czy to możliwe?
   Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili zobaczyłem Ann. Nie wyglądała jak ona. W oczach miała łzy pomimo tego, że wyglądała jakby przez ostatni tydzień cały czas płakała. Jej oczy straciły dawny blask... Wyglądała teraz jakby Afrodyta postanowiła ją ukarać.
- Annabeth? - odezwałem się kiedy ona zamknęła drzwi. Na dźwięk mojego głosu podskoczyła. Zaraz... Czy ona bała się mnie? To wszystko nie miało sensu...
- Nico? Co ty tu robisz? - widocznie była zdziwiona moim pobytem w domku Posejdona. - Pewnie słyszałeś już o Percy'm... -wyszeptała bardziej do siebie niż do mnie.
- Ale co...? Co się stało z Percy'm? - zapytałem nadal w szoku.
- Percy... On zaginął wczoraj rano... - wyjaśniła.
   Więc moje przeczucia były jednak słuszne... On zaginął. Wczoraj nic się nie wydarzyło... Wszystko było jedynie wytworem mojej wyobraźni.
- Pieprzone halucynacje! - wrzasnąłem wybiegając z domku. Po policzki spływały mi łzy, których nie potrafiłem pohamować. Słońce łzy... Smutku? Chyba raczej żalu. Żałowałem, że musiałem to sobie wyobrazić, zacząłem myśleć, że syn Posejdona czuje do mnie to samo co ja do niego... Dlaczego to musi być takie trudne? Dlaczego nie mogę przestać myśleć o wczorajszym dniu? O wczorajszych zdarzeniach, które naprawdę nigdy nie miały miejsca w realnym świecie...
___
Tak, tak, jeszcze tu coś dodam, tak, muszę. xD
Jeszcze raz proszę o komentarze i... wow, i nic! XD
Macie szczęście bo zapomniałam co miałam napisać więc obejdzie się bez mojej filozofii ;3
~Mad